Wpis zaktualizowany 15 maja, 2020
Holandia ma tulipany, a Vancouver ma kwitnące wiśnie. Tak, dobrze czytacie, Vancouver aka mała Japonia 😉
Kanada to nie tylko kraj klonowego liścia, okazuje się. Co roku, na wiosnę, na wielu ulicach i pomniejszych uliczkach zakwitają na różowo drzewa wiśni. Mniejsze, większe, pochyłe i rozłożyste. Na Instagramie szał kwiatów. [czekam tylko, aż ktoś ustawi hashtag na #robięzdjęcieludziomrobiącymzdjęciekwitnącymwiśniom ;)]
Ok, ładnie, ale skąd one się tutaj wzięły? Kwitnące wiśnie w Vancouver to od zawsze tak?
Też byłam ciekawa, zwłaszcza jak już przestałam się na nie gapić z otwartymi ustami [na rowerze nie polecam, bo muchy wpadają]. Skąd te drzewka tutaj? Poszperałam i oto jest proszę państwa :
Vancouver cherry blossom festival
czyli taki czas w marcu i kwietniu, kiedy się o kwitnących wiśniach opowiada, dostojnie pomiędzy nimi przechadza (tree talks and walks), jeździ pomiędzy nimi na rowerze, spotyka z sąsiadami i przyjaciółmi i w ogóle co się da. Idea jest taka, żeby uświadomić mieszkańcom miasta, że drzewka wiśniowe to takie samo dziedzictwo jak zabytkowe domy, że trzeba je chronić i dbać o to, żeby miały swoje stałe miejsce na turystycznej mapie Vancouver.
Historycznie, jednym słowem, je potraktować. Pierwsze drzewka pojawiły się w Vancouver w latach trzydziestych, podarowane, oczywiście, przez zaprzyjaźnione japońskie miasta. Od tamtego czasu, na przestrzeni lat, to dosadzano, to znów usuwano drzewka, żeby mieszkańcom się ładnie i wygodnie żyło (klik po więcej historii). Obecnie jest ich 130,000 ! Sporo. I dobrze 🙂
Ładnie wyglądają na zdjęciach. Te poniżej są z 2015 i 2016, z naszych rowerowych wycieczek i spacerów po okolicy.
do miłego !