Strona główna » Gdzie warto mieszkać w Vancouver – subiektywny przewodnik po dzielnicach

Gdzie warto mieszkać w Vancouver – subiektywny przewodnik po dzielnicach

Jak pokazują maile do nas oraz statystyki Googla, temat mieszkania w Vancouver cieszy się niesłabnącą popularnością blogo-czytaczy. Zycie vancouver – tak najczęściej wyszukują ten artykuł młode osoby z Warszawy, czytające nasz blog na komórkach.

Nie dziwię się wcale: mieszkać każdy musi, najlepiej byłoby blisko, wygodnie, tanio i przyjemnie.

Każdemu, wiadomo, pasuje coś innego. Każdy, też wiadomo, ma inną zasobność portfela, albo na inne rzeczy woli wydać pieniądze. Wygodne życie w Vancouver dla każdego może oznaczać coś innego.

Jak więc odnaleźć się na mapie i gdzie warto mieszkać w Vancouver?

Jest stronka , gdzie po wykonaniu szybkiego testu preferencji, system wskaże nam dzielnicę najlepszą dla nas.

Oczywiście należy to potraktować jako sugestię i to w dodatku obarczoną brakiem zrozumienia ze strony bezdusznego algorytmu, który nam to wylicza. Na marginesie: nam wyrzuciło 5 dzielnic, z czego zaakceptowalibyśmy jedną. I to też nie bez oporów.

Mieszkanie w tzw. residential areas, czyli dzielnicach domów jednorodzinnych, w domu, nawet dzielonym z jeszcze jedną rodziną, to już, moim zdaniem, jest następny etap.

Trzeba wziąć mapę Vancouver i popatrzeć, jak się rozkłada siatka ulic.

  • To przy głównych ulicach będzie najwięcej punktów usługowych, sklepów, knajpek, galerii.
  • To przy głównych ulicach toczy się życie w małych blokowych mieszkaniach.

Tuż za rogiem zaczynają się rzędy domów jednorodzinnych, niska zabudowa i tutaj oferty wynajmu to głównie mieszkania w piwnicach, często z właścicielami, którzy zajmują górne piętro.

W samym Vancouver nie ma takich wielkich galerii handlowych, wokół których są osiedla mieszkaniowe. No dobra jest Metrotown w Burnaby, ale i tak występowanie takiego układu jest znikome w porównaniu z miastami w Polsce.

Ok, czas na konkrety.

Życie w Vancouver jest jakby lepsze im dalej na zachód. I jest czyściej.

Niestety. East Van to ja tylko na zdjęciach oglądam.

Downtown ach i och.

Kiedy przylecieliśmy do Vancouver, w pracy Kuby dano nam taki mini poradnik przygotowany przez biuro, o tym, gdzie i jak szukać mieszkania.

I oczywiście na pierwszym miejscu ich listy panoszyło się Downtown, czyli ta część Vancouver, która leży na półwyspie i składa się z dzielnic: West End, Coal Harbour, Yeltown, Chinatown, Gastown i pewnie jeszcze z kilku innych town.

Z wszystkich powyższych polecałabym najbardziej mieszkanie na West Endzie. Bo to coś innego niż bezduszne i z lekka onieśmielające biurowce (jak Coal Harbour), ciasnota wielkich bloków z mini balkonikami i wielkim problemem parkowania (Yaletown), mała podaż mieszkań i nieco turystyczne obejście (Gastown) czy wątpliwy urok mieszkania w pobliżu ulic, gdzie rezydują ludzie, którym się w życiu nie udało (okolice Chinatown, a zwłaszcza ulica East Hastings, w ogóle większość East Downtown). West End ma wszystkie zalety Downtown i niewiele jego wad. Plus niedaleko na plażę i do Parku Stanley’a.

Nie da się ukryć, mieszkanie w Downtown to jest coś. Blisko jest wszędzie, więc jak lubisz chodzić na piechotę, to jest to. Samochodu nie potrzebujesz (po co, jak jest car2go). Zamieszkasz w centrum Vancouver – cóż może być lepszego na początek, żeby poznać, o co w tym mieście chodzi.

My wytrzymaliśmy w Downtown miesiąc. Ale to my.

Kanada się nada

Dzielimy torcik zwany Vancouver wzdłuż ulicy Głównej. Życie tutaj też jest przyjemne!

Reguła ta ma zastosowanie w rejonie poza Downtown, gdzie nazwy ulicy są unikatowe, a nie w trybie: Pierwsza, Druga, Trzecia… Pięćdziesiąta Ósma, itd. I tak wszystko, co jest na zachód od Main Street, to jest część West, czyli wszystkie numeryczne nazwy ulic będą miały West w nazwie, np. 8th West Ave. Analogicznie wszystko, co jest na wschód to ulice East.

Im bardziej na wschód i południe, tym mieszkanie stają się tańsze, a towarzystwo sąsiadów bardziej zróżnicowane etnicznie. Z kolei jadąc na zachód, czyli bliżej do kampusu uniwersyteckiego UBC, wśród sąsiadów będzie się miało tych, co studiują i studentów uczą. Oczywiście upraszczam bardzo, ale w ten sposób chcę dać choćby minimalną wskazówkę tym, którzy zagubieni siadają nad mapą Vancity i szukają pierwszego mieszkania do wynajęcia.

We wschodnim Vancouver są dwie dzielnice, gdzie mogłabym żyć i zamieszkać.

Pierwsze to okolice wzdłuż Commercial Drive, właściwie od ulicy Pierwszej, idąc na południe. Na Commercial zawsze się coś dzieje (festiwal, targi), jest mnóstwo młodych ludzi i młodych rodzin, zatrzęsienie sklepików, knajpek, ośrodków jogi i fitnessu, oraz różnych innych alternatyw. Do centrum jeździ autobus, a na skrzyżowaniu z Broadway znajduje się najbardziej ruchliwa stacja kolejko-metra Skytrain. “Na dzielni” jest community centre z biblioteką, basenem i lodowiskiem (Britannia Community Centre). I podobno na Commercial jest najlepsze sushi w Vancouver. Rowerem da się dojechać do pracy w centrum, i dalej na wycieczki poza miasto czy do North Van też. Dużo wyluzowanych ludzi.

Drugie miejsce w Vancouver wschodnim, gdzie moglibyśmy zamieszkać, to okolice Jeziora Pstrągowego (Trout Lake). Wprawdzie nie widziałam tam mieszkań z dwiema sypialniami, i trochę już daleko, żeby Kuba rowerem do pracy jeździł, ale rekompensuje to super community centre w parku wokół jeziora oraz szkoła podstawowa z programem French Immersion (czyli rozszerzoną nauką francuskiego już od zerówki). Od rodziców dzieci w wieku szkolnym słyszałam same dobre opinie o tym rejonie.

Wioska w mieście czyli Olimpic Village

Albo urzędowa nazwa dzielnic, czyli False Creek (choć po prawdzie False Creek to więcej niż sama Wioska)

To takie trochę Downtown, które przeskoczyło na drugą stronę zatoki. Pomiędzy ulicami Main i Cambie, od ulicy Pierwszej do Ósmej. Największa zaleta – mieszkania tam są nowe, nowiuśkie, piękne wprost. Z widokiem na zatokę, góry i Science World. W końcu Wioska nie na darmo Olimpijską się nazywa – boom budowlany w tym rejonie zaczął się od Olimpiady 2010. I trwa nadal, więc place budowy nie należą w tej dzielnicy do rzadkości. Inne minusy: mało zieleni (ale dużo wody), jeden plac wybetonowany jako serce dzielnicy (ale z dobrą knajpą), małe community centre (choć prężnie działa i ma wi-fi) i całkowity, dyskwalifikujący dla nas, brak szkół . Sory Gregory. Jednak dla młodych ludzi bez dzieci w wieku szkolnym, czemu nie?

Jeszcze tytułem dodania: Te powyższe to jest opis Olimpic Village, samo False Creek, ciągnące się na zachód od Wioski (acha, na zachód, widzicie) ma moim zdaniem więcej do zaoferowania. Przede wszystkim przy Wyspie Granville jest park, nawet z parkiem wodnym połączony, jest i community centre oraz sporo małych sklepów na Wyspie Granville. Dla rodziny z dziećmi ta część False Creek jest lepsza do zamieszkania. I szkoła też jest. Wioska to trochę nuworyszowska dzielnica, ale ja ją lubię. I często tam filmy kręcą, jak trzeba żeby Vancity udawało New York City 😀

Kanada sie nada

I love Kits. Czyli wszyscy kochają Kitsilano i dlaczego.

No właśnie. Jeszcze nie miałam okazji się przekonać, dlaczego Kitsilano uchodzi za najlepsze, bo bywam w tamtych rejonach tylko przejazdem. No ale to jest część zachodnia Vancouver i w pobliżu znajduje się bardzo prestiżowe sąsiedztwo domów a’la rezydencja Carringtonów, które kosztują tyle pieniędzy, że nawet nie patrz w ich stronę. Jednocześnie w Kits da się znaleźć mieszkanie jedno-  czy dwupokojowe, za cenę wyższą niż w dzielnicach wschodnich, no ale płacisz za adres na ulicy z West w nazwie. Jedziemy na zachód, najlepiej Czwartą. Ulica Czwarta w części Kitsilano to jeden z bardziej pożądanych adresów. To kolejna ulica, gdzie jest wszystko i dla wszystkich. I chyba nawet więcej, bo z tego co pamiętam gdzieś tam jest nawet Safeway, czyli duży sklep spożywczy typu supermarket. Blisko na plaże, nie tak zatłoczone jak te na West Endzie, blisko na uniwerek, po Czwartej i po Broadway jeżdżą autobusy. Jest klimatycznie i sympatycznie. Dzielnica jest dość homogeniczna jeśli chodzi o mieszkańców, i chyba się domyślacie dlaczego.

Kitsilano bez plaży czyli Kerrisdale.

Kolejne, młode i wibrujące miejsce, dobre dla szukających mieszkania w pojedynkę czy sparowanych, ale także dla młodych rodzin z dzieckiem. Centrum dzielnicy to okolice ulicy 41. (czyli daaaaleeeekoooo od Downtown) oraz West Boulevard. To również jedna z takich dzielnic, które mają swoją, rozpoznawalną w Vancity, tożsamość. Sporo w niej studentów, bo na kampus jest już naprawdę blisko. Blisko też do największego parku w obrębie Vancouver, czyli Pacific Spirit Park. W centralnej części dzielnicy są sklepy, punkty usługowe, kawiarnie, droższe butiki. Autobus dowiezie do stacji metro-kolejki Canada Line przy Oakridge (a przy okazji jest tutaj centrum handlowe). Rzecz ważna dla rodziców: przy pobliskiej szkole podstawowej realizującej jako jedna z nielicznych program Montessori, jest community centre oraz basen, oraz lodowisko. Czyli jest jak dzieciom zapełnić czas. Minus dzielnicy: zdecydowanie za daleko. No chyba że pracujesz w domu, albo w różnych miejscach Vancouver i przemieszczasz się autem. I mieszkania w blokach zdecydowanie trochę starszych (podobnie jak w Kits), zdarza się, że standard odbiega od naszych wyobrażeń o podstawowym minimum. Ceny wynajmu na szczęście trochę niższe niż w centrum. Sporo Azjatów.

Kanada sie nada

I na końcu Mount Pleasant czyli gdzie my mieszkamy.

Każda pliszka swój ogonek chwali. Sporo w tym prawdy. Jednak możecie mi uwierzyć, za rejonem Mount Pleasant nie przemawia ślepa miłość do akurat tej części miasta. Wręcz przeciwnie, mieszkanie tutaj to wynik chłodnej kalkulacji i trochę lenistwa. Bo jak już znaleźliśmy mieszkanie w miarę blisko pracy Kuby (dojeżdża rowerem do Downtown), wynajmowane bezpośrednio od właściciela, z widokiem na góry, w sąsiedztwie szkoły, i NIE JEST to piwnica, to ciężko zabrać się do szukania alternatywy.

Samo Mount Pleasant rozciąga się od zachodu (od ulicy Cambie) na wschód (Mount Pleasant Neighbourhood House stoi jeszcze za ulicą Fraser). My mieszkamy tuż przy Kingsway oraz Ósmej wschodniej. Jako część centralną naszej dzielnicy wyróżnia się właśnie skrzyżowanie Kingsway, Main oraz Broadway, więc poczucie, że mieszkamy w centrum jest :D.

Mount Pleasant jest często określana jako najbardziej hipsterska część miasta. I coś w tym jest. Wystarczy przejść się po Main, zajrzeć do rozlicznych wege, bio, organic, local knajpek czy sklepów, żeby zobaczyć brodaczy z laptopem z jabłuszkiem, czy dziewczyny nad sałatką z jarmuża. W wielu plebiscytach to właśnie miejscówki z Mount Pleasant wygrywają miano: the best bagle place czy the-best-hot-yoga-place-for-mom. Jeden z okolicznych parków został na wniosek mieszkańców nazwany Parkiem Relaksujących się Kolesi (Dude Chilling Park).  Rzeczywiście do chillax’owania się nasza dzielnica jest bardzo odpowiednia. Co najmniej trzy duże parki, gdzie można zalec na trawie i pogapić się na góry, albo we freesbie pograć. Jednak jest też druga strona medalu: sporo wyluzowanych państwa pod wpływem maryśki, którą łatwo dostać w wielu okolicznych sklepach, tak wyluzowanych, że wyglądających i zachowujących się tak, że ręce opadają. Niestety.

Z wyjątkiem Downtown oraz Olimpic Village w większości opisanych przeze mnie dzielnic można wynająć dwa pokoje od 1600 CAD, w zależności od standardu (wiek budynku, wyposażenie mieszkania, czy media zawarte są w cenie, a pralka jest w łazience, czy na piętrze). Niestety rynek mieszkaniowy w Vancouver jest szalony, ceny rosną, ludzie płaczą i płacą.

Wszystkie treści na blogu są pisane na podstawie naszego doświadczenia i zasłyszanych opowieści.
Będzie super, jeśli podzielisz się swoją historią w komentarzu. Jak twoim zdaniem wygląda życie w Kanadzie?
Osoba, która myśli o wyjeździe do Kanady podziękuje ci za twój komentarz.