Strona główna » My slashies na emigracji. Czyli bycie A łamane na B w Vancouver.

My slashies na emigracji. Czyli bycie A łamane na B w Vancouver.

Hę, ale że co? Jakie slashies na emigracji?

Eeeee, co za dziwaczny tytuł, tego posta to się pewnie nie da czytać.
Przekonasz się?

Rodzina u nas była z Polski, pisałam już o tym? No pewnie, że wiesz, prawda, przecież tyle o tym trąbiłam i się cieszyłam, że moi rodzice po raz drugi nas w Kanadzie odwiedzili.

Było zabawnie, bo w Vancouver cały czas lało (z przerwą na jeden piękny, słoneczny dzień, który spędziliśmy w Victorii).

Kiedy pada, dzieci się nudzą. Krzysiek byłby się chętnie ponudził, ale na jego (nie)szczęście, babcia Alina, była nauczycielka, z dziką ochotą wykorzystała ten czas, aby nadgonić trochę materiał z nauczania domowego języka polskiego. (Jeśli jeszcze nie wiesz, Krzysiek uczy się w czwartej klasie w systemie orpeg.pl; więcej o tym znajdziesz we wpisie o pierwszej lekcji polskiego w 2014)

Jak się domyślasz, dzieci nie były zachwycone dodatkową pracą i kilkakrotnie padło pytanie: “po co ja się tego uczę?”

Odpowiedź najprostsza: “żeby wiedzieć”, jakoś Krzyśka nie przekonuje.
Zatem temat rozwijamy: “żeby dobrze czuć się w Polsce”.

A wtedy pada yytanie: “Ale po co, skoro mieszkamy w Kanadzie?”

I tutaj odpowiedź: “bo jesteś Polakiem / (łamane na, slash) Kanadyjczykiem”. (Już widzisz, skąd to slashies?)

Jesteś tym i tym. Nie tylko jedną, zamkniętą, określoną osobą. Spójną, zamkniętą, uporządkowaną osobą.
Jesteś synem/uczniem/budowniczym Lego/wymyślaczem komiksów/fanem Batmana i schabowego.

Jesteś Polakiem i Kanadyjczykiem.

Zajmujesz się wieloma rzeczami w tym samym czasie. Jesteś wieloma osobami w jednym ciele.

Schizofrenią powiało… No wiem, ale co poradzić, ja już tak mam. Jak jeszcze tego nie wiesz, to znaczy, że nie czytałeś bloga 😉

Pytam samą siebie co i rusz, kim ja jestem w tej Kanadzie.

Ale co tam, w tej Kanadzie, kim ja jestem w życiu, się pytam. I się co rusz nadziwić nie mogę, że odpowiedź za każdym razem jest inna. Ukośnikowata. Niepoukładana, nieperfekcyjna, nieostateczna.

Jestem slashy, jeśli chodzi o uczucia, nie tylko  o pracę, o zawód w tym momencie wykonywany.

I dobrze mi z tym. To jest prawdziwe, bo moje.

Jak zapytasz Krzyśka, kim chce zostać, odpowie: inżynierem i aktorem. Nie boi się łączyć dwóch zupełnie różnych dziedzin.

Podobno my, 2o-30 kilkulatkowie jesteśmy już całą generacją slashies. Zawsze to miłe jest, jak ktoś tak wszystkich wrzuci do worka i opisze, c’nie? [sarkazm]

Ludzie starsi niż nasz 10latek opisują siebie, jako kogoś łamanego na kogoś innego.

I na jeszcze kogoś, bo w sumie czemu nie?
Ba! Ja tak siebie opisuję (nie wierzysz? Zajrzyj na mój LinkedIn).

Jestem kobietą/Polką w Kanadzie/mamą/blogerką/byłą korpopracowniczką/organizatorką spotkań/programistką-in spe (to akurat czas przyszły mocno wątpliwy).

Wygląda na strasznie długi opis i pozornie nie do pogodzenia w jednej osobie.

Czy wiele twarzy, wiele zawodów, nie powoduje chaosu? Nie narzuca tego słynnego, wiele razy krytykowanego multitaskingu. Nie przeszkadza na życiu się skupić?

To już zależy od ciebie! (ale mądra jestem, prawda?).

Nie będę zanudzać cię zbyt długim moim wywodem, rodem z parku relaksujących się kolesi. Napiszę tylko, że bycie łamańcem czy też ukośnikiem to bardzo fajny pomysł, a testuję go właśnie w Kanadzie. W Polsce jakoś na to nie wpadłam. Albo czasu nie było.

Tu i teraz nasi synowie są łamańcami z naszego wyboru.

Teraz jeszcze w niewielkim stopniu decydują o sobie.

Chociaż wróć, pomyłka, właśnie, że decydują. Przecież w końcu Krzysiek jest i Batmanem, i gitarzystą, prawda?

Jednak to rodzic ma ostatnie słowo w temacie decyzji twardych i ukośnikowatości emigracyjnej, czyli: czy być Polakiem, czy Kanadyjczykim, czy Polako-Kanadyjczykiem, czy Kanadyjczyko-Polakiem.

To rodzic odpowiada na pytanie o proporcje powyższej mieszanki.

Ja z uporem maniaka walczę, żeby żyć na dwa kraje. Wierzę, że się da. Teraz walczę, choć przed emigracją mogłam się lepiej przygotować.

Dopóki decyduję ja, chłopaki będą na równi uczyli się polskiego i angielskiego.

Będę płacić 1600 CAD za bilet na lot ponad 24h z przesiadką w Toronto, byleby na dwa tygodnie do Polski polecieć (Kuba nie ma dłuższego urlopu).

Będziemy ich uczyć, żeby próbowali więcej. Żeby życie rozszerzali na dwa kraje.

A jak nie zechcą za jakiś czas? To wtedy będzie kolejny wpis 😉

Dwudziesto-, trzydziestolatkowie, a już tym bardziej nasze dzieci, próbujemy więcej, testujemy więcej. Przez to łatwiej też podejmujemy decyzję o wyjeździe do innego kraju i przewróceniu swojego życia do góry nogami. Patrzymy szeroko i równie szeroko sięgamy.

Nie wierzysz? Zobacz, jak rośnie grupa facebookowa Oh Kanada – codziennie pojawia się ktoś, a raczej wielu ktosiów, którzy chcą być nie tylko Polakami w Polsce.

Chcą próbować innego. Nawet, jeśli się nie uda, nawet jeśli koszty będą wysokie, warto.

Spróbuj zapytać swoich rodziców, jak oni się przedstawiają. Jestem prawie pewna, że użyją jednego, góra dwóch określeń na siebie.

Ciekawe, dlaczego? 😉 Pewnie dlatego, że kiedyś były inne czasy. Zdaniem wielu to były lepsze czasy. Niepokomplikowane i grzeczniejsze.

Nawet jeśli, to co?

Bądź sobie kim chcesz. Byleby uczciwie. Kanada i tak wyciągnie z ciebie prawdę.

Emigracyjne emocje pokażą, kim jesteś, kim możesz być. I czy warto się starać. W Kanadzie, ale co ja piszę, nie tylko w Kanadzie, wszędzie, także w Polsce, można być kimś więcej.

Ale najlepiej przy tym wszystkim być sobą.

Fajnie, prawda?

PS. Jeśli jeszcze nie czytałeś, to u Patrycji jest szczery tekst o zostawieniu pracy w kanadyjskim korpo. Patrycję znam, i lubię, i polecam jej bloga. Polka-girl, jak to czytasz, napisz w komenatrzu, czy też jesteś ukośnikiem?

PS2. Tak, wiem, że definicja wyrażenia slashy to nie do końca to, co opisuję w tym poście, ale co tam. Zawłaszczam pojęcie, bo ukośnikowatość mi tutaj bardzo pasuje.

Serdeczności!