Strona główna » Dlaczego lubię Kanadę i mieszkanie w Vancouver? – moja lista powodów i fajnych historii

Dlaczego lubię Kanadę i mieszkanie w Vancouver? – moja lista powodów i fajnych historii

Jakiś czas temu na Facebooku skomentowałam rozmowę w grupie Oh Kanada, podając link do mojego tekstu: Dlaczego Marianna nie lubi Vancouver? (uprzedzając pytanie: nie, tamten artykuł to nie jest anty – lista dlaczego nie lubię Kanady)

Jak to bywa, posypały się komentarze, że ten tekst to bzdury, wyolbrzymione obserwacje, na dodatek nieaktualne.

Pozostając przy swojej opinii (bo niestety, moim zdaniem, niewiele się zmieniło od czasu tamtego posta), chcę jednak napisać o tym, dlaczego ja lubię Vancouver i lubię mieszkać w Kanadzie.

Jeśli jesteś z nami od początku, to pewnie wiesz, że daleka jestem od krytykowania Kanady. Opisuję nasze życie w Vancouver i mam się za szczęściarę. Doświadczyliśmy w Kanadzie bardzo dużo pozytywów i jest sporo rzeczy, za które jestem wdzięczna.

Ten tekst ma to pokazać. To jest całkiem długa lista: dlaczego lubię Kanadę.

To co? Gotowi na moją listę pozytywnych historii? Będzie trochę więcej mięska niż tradycyjna wyliczanka w stylu: TOP 10 Kanady.

Za co lubię mieszkanie w Kanadzie, Vancouver i Kanadyjczyków? A przy tym kilka opowiastek z naszej pięcioletniej kanadyjskiej przygody.

Zaczynamy. Na początek:

Kanadyjczycy są mili, uprzejmi, nienachalni i często przepraszają

To jedna z pierwszych cech (rzeczy?!), która przychodzi mi na myśl.

Krewcy Polacy czasami poczytują kanadyjską uprzejmość za wadę. Podobno, częste przepraszanie może też świadczyć o wewnętrznych kompleksach.

Ja się tym nie przejmuję, a podziwiam. Głośno i po cichu, ucząc się kanadyjskiej uprzejmości cały czas. Ta uprzejmość wyraża się także w sposobie mówienia – zobacz, jak boleśnie uczyłam się rozmawiać z Kanadyjczykami

Łatwiej jest mieszkać w kraju pełnym uprzejmych ludzi, kiedy przychodzi do rozmowy z policjantem, który ma nam wlepić mandat.

Drugi przykład: kiedy w 2017 roku stuknęłam naszą mazdą samochód obcego człowieka, zwykłe “I am sorry” ostudziło emocje i oszczędziło mi nieprzyjemności!

O ileż przyjemniej jest w windzie każdego dnia – uśmiechają się dzieci, uśmiechają się dorośli, uśmiecha się nasza recepcjonistka.

Wielokrotnie doświadczaliśmy życzliwości i bezinteresowności Kanadyjczyków.

Stawianie na różorodność i wielonarodowość

Tego punktu nie może zabraknąć na mojej liście powodów dlaczego lubię i podziwiam Kanadę!

Tyle programów pomocowych, ile ma Kanada dla imigrantów, kobiet wracających po urlopie macierzyńskim do pracy, osób ze społeczności LGBT, to chyba nie ma nigdzie na świecie.

Wiesz, że Kanada jest pierwszym krajem na świecie, który oficjalnie zadeklarował się jako kraj wielonarodowościowy?

Ojciec obecnego premiera, ówczesny premier, Pierre Elliot Trudeau w 1971 roku przyjał ustawę Multiculturalism Act.

Dzięki temu multi-kulti stało się oficjalnym symbolem Kanady, jednym z elementów jej tożsamościowego wizerunku i nieodłączną składową tego, co składa się na kanadyjski patriotyzm.

W Kanadzie, należąc do mniejszości, możesz się czuć bezpieczniej niż w innych krajach.

Naturalnie, Kanadyjczycy nie są wolni od uprzedzeń rasowych, religijnych albo względem płci, ale przynajmiej kanadyjskie prawo gwarantuje pełną swobodę wyboru i ochronę praw swoich mieszkańców.

Od 2005 roku małżeństwa osób tej samej płci są legalne w całej Kanadzie.

Przykłady mocno osobiste: na naszym lokalnym basenie wiszą plakaty: Transgender people welcome. A księgową w mojej firmie jest Natalie, która jeszcze rok temu była mężczyzną.

Starość w Vancouver – wzbudza zazdrość

Jedno z moich pierwszych, wzruszających kanadyjskich wspomnień z wycieczek okolicznych.

Na skałach w Parku Latarnii odpoczywała grupka żwawych staruszków z kijkami. Wybrali się na gromadny spacer.

W Kanadzie starsi ludzie są bardzo bardzo aktywni. Są widoczni. To dobra starość, taka niezamknięta w czterech ścianach, tylko wciąż wyzwalająca siły, by iść do przodu.

Takiej jesieni życia bym chciała dla nas wszystkich. Być może za 20 lat skomentuję w tym miejscu, na ile nam się to udało…

A już dzisiaj odkładamy z Kubą pieniądze na naszą kanadyjską emeryturę. I polecamy to również tobie!

Religia nie jest w Kanadzie najważniejsza

Nikt mi jej nie narzuca, nikt mi nie każe wierzyć, celebrować, świętować.

Nie ma religii w szkole i nie ma religii bezustannie obecnej w życiu.

A nasze dzieci, kierowane naturalną ciekawością i tak zdają pytania. O Eucharystię. O historię Kaina i Abla.

Pierwsze nasze wspomnienie kanadyjskiego kościoła jest mega pozytywne – we wrześniu 2014, miejscowy kościół – 10th Church organizował zajęcia dla dzieci w trakcie strajku nauczycieli. Krzyś chodził na te zajęcia, poznając swoich pierwszych, lokalnych kolegów.

Podczas Gwiazdki 2014, kiedy tęsknota przyginała nas do ziemi, to właśnie polska kolęda zaśpiewana w 10th Church pomogła najbardziej.

Do 10th Church zabrałam moich rodziców, żeby zobaczyli, jak można radośnie, wzniośle i przyjemnie celebrować swoją wiarę, wśród innych, nieznając ani słowa po angielsku. To jedno z ich ulubionych, kanadyjskich wspomnień.

Taki kościół to afirmacja społeczności i różnorodności, przyjazny każdemu.

I za ten kościół lubię Vancouver!

Camplife i outdoor love czyli życie na zewnątrz

Na pierwszy kemping w Beskidzie Niskim zabraliśmy Krzysia, kiedy miał 8 miesięcy. Na Śnieżkę weszliśmy z kilkumiesięcznym Maćkiem. W Polsce pływaliśmy, jeździliśmy rowerami, chodziliśmy na spacery.

Ale dopiero Vancouver pokazało nam i nauczyło nas, co to znaczy życie na zewnątrz!

Najpiękniejsze momenty naszego kanadyjskiego czasu to wyjścia w góry, wyjazdy ze znajomymi pod namiot, narty zimą i łyżwy co wtorek.

Vancouver nam na to pozwoliło. I w dodatku nie skasowało za to grubej kasy.

Kanadyjczycy, Vancouverczycy uwielbiają wszystko, co jest fit, sportowe, więc i my szybko złapaliśmy bakcyla.

Wciąż nie odpuszczamy! Najpiękniejsze szlaki, najzimniejsze jeziora i cały ogrom zachwytów przyrodniczych zawdzięczamy Kanadzie.

Sam zobacz na Instagramie i zajrzyj pod te linki:

Kiedy się jest “na zewnątrz”, wiele rzeczy widać inaczej.

Spacer po lesie deszczowym i kanadyjska, epicka przyroda jest lepsza niż psychoterapia. Polecam w każdej dawce!

Na osobny podpunkt zasługuje życie parkowe i deptanie trawników!

W Vancouver można chodzić po trawie, a co za tym idzie można na niej wypoczywać.

Ryzyko, że wdepniemy w psią niespodziankę jest nieporównywalnie mniejsze niż w Polsce.

Masz ochotę na poranny spcerek boso po trawie? Da się.

Można deptać trawniki i plaże też można deptać. Wiele parków znajduje się tuż przy plażach.  

A co można robić na takich plażach? Oczywiście pikniki! Oraz:

  • chodzić na taśmach rozpiętych pomiędzy drzewami;
  • grać we freesbie (wersja tradycyjna i wersja zawodowa);
  • organizować urodziny niewielkim kosztem (a jeśli zaprosimy mniej niż 50 gości, to nawet nie trzeba zgłaszać się do urzędu miasta po pozwolenie!);

I zima jest fajniejsza w Vancouver niż w Polsce

Nigdy nie przepadałam za zimą. A potem przylecieliśmy do Vancovuer.

Kupiliśmy używany sprzęt narciarski oraz najtańsze karnety na okoliczną górę i…. wpadliśmy po uszy.

Uwielbiamy narty i lubimy łyżwy – nie byłoby nam tak łatwo zakochać się w tych sportach w Polsce.

Kanadyjskie świętowanie jest radosne! I wolne od polityki!

Nie będę ukrywać – nienawidzę Gwiazdki i Wielkanocy w Vancouver. Czuję się źle i mocno tęsknię za polską, rodzinną wersją tych dni.

Ale podziwiam i lubię spędzać w Kanadzie wszystkie inne święta: państwowe, prowincjonalne, rocznicowe i te bez żadnej określonej przyczyny. Tak, także Halloween!

Bo Kanadyjczy świętują radośnie i bez politycznych podtekstów. Nie palą tęczy, nie organizują “naszych-nie-waszych” marszów. Ich święta są dla wszystkich, a nie tylko dla true Canadian.

Polskie Święto Niepodległości i kanadyjskie Remembrance Day wypadają tego samego dnia – 11 listopada.

Pamiętam nasze pierwsze listopadowe święto w listopadzie 2014.

Krzyś wrócił z kanadyjskiej szkoły z wpiętym znaczkiem – makiem, spojrzał mi przez ramię na relację z pochodu w Warszawie i zapytał: “Mamo, dlaczego w Polsce biją policjantów?”

No właśnie, dlaczego? Jak to wytłumaczyć?

Kanadyjczycy tego dnia na Facebooku po prostu dziękowali sobie i innym.

A skoro o dziękowaniu, to:

Jest też inne jesienne kanadyjskie święto, które lubię! Święto Dziękczynienia!

W 2014 roku szukałam sposobu, jak obchodzić to nieznane nam wcześniej święto kanadyjskie.

Google odpowiedział projektem Share Thanksgiving (niestety od kilku lat już niewznawianym).

Pomysł był pyszny i mocno kanadyjski – lokalna rodzina miała zaprosić na obiad świętodziękczynny nowoprzybyłą rodzinę imigrantów.

Niestety na pomyśle się skończyło, ponieważ zarówno rodzina nas goszcząca, jak i ja pochorowaliśmy się (pech, pech, pech).

Ale nigdy nie zapomnę tego miłego uczucia ciepła w sercu. Jakby ta nigdy niewidziana Joanna, która była skłonna nas przyjąć do swojego domu, okryła mnie ciepłym kocem.

Cywilizowana polityka dla obywatela

Oczywiście kanadyjska polityka to nie jest cud, miód i orzeszki, i nawet boski Justin tego nie zmieni.

Ale polityka w wydaniu codziennym, zwyczajnym, podoba mi się bardzo. Świadomość obywatelska kształtowana jest już w szkole.

A potem jest tylko lepiej.

Pamiętam wybory samorządowe w 2014 roku.

Zaszokowało mnie:

  • że można głosować listownie;
  • że można głosować przez wiele dni;
  • że plakaty i ulotki były na prywatnych posesjach i trawnikach, a nie na wielkich plakatach przykrywających całe miasto;
  • że się chce zwykłemu człowiekowi pikietować zawzięcie na głównej stacji przesiadkowej przy Commercial Drive, albo publikując listy otwarte do premiera na swoim kontach fejsbukowych .
  • że można stać długo i spokojnie w wielkiej kolejce do głosowania w community center, do jednej maszyny i jednego pana, który karty pobierał i skanował. Nikt nie okazywał zniecierpliwienia, w kolejce rozmawiano, czytano, bawiono się z dziećmi i oczywiście pito kawę.

Można? Można! Cieszę się, że nasze chłopaki mogą się tego nauczyć w Vancouver!

Współdzielenie, współodpowiedzialność: śmieci i community gardens, carshare i shared potluck

Na szczęście, byłam świadkiem dwóch budujących historii, które trochę złagodziły śmieciowy niesmak z posta o Mariannie.

Historia o obywatelskim podejściu do dewastowania Vancouver.

Na samym początku naszej emigracji, przy wejściu na plac zabaw, na chodniku, zobaczyliśmy wymazane graffiti.

Po chwili przyszła jedna kanadyjska mama, przyszła druga kanadyjska mama i też zauważyły te napisy. Jedna do drugiej powiedziała, no ale co to, żeby w parku, ktoś tak dzieciakom przestrzeń nachalnie i nieładnie zdewastował, hmmmmm.

Druga mama na to, że jakiś czas temu ktoś zostawił worek ze śmieciami domowymi w kącie parku, ale najwyraźniej już się tym zajęto z urzędu.

Na co ta pierwsza odpowiedziała, że w takim razie ona zadzwoni do urzędu i zgłosi graffiti. Usiadła na ławce, wyjęła telefon i zadzwoniła. Słyszałam jak relacjonuje urzędniczce, że w takim i takim miejscu jest bohomaz.

I jeszcze jedna historia, budujący przykład obywatelskiego zaangażowania.

Znam pewną Koreankę (Marijanna też ją zna), bardzo aktywną i entuzjazmem zarażającą, która zorganizowała “pizza+sprzątanie” party.

Cherry (pięćdziesięciolatka) chciała zorganizować jakąś akcję dla swoich kolegów z zajęć języka angielskiego dla emigrantów.

Wymyśliła więc pizza party, ale żeby nie było tak całkiem bezproduktywnie, połączyła to z akcją sprzątania wokół budynku.

I super to wyszło! Ludzie posprzątali, porozmawiali, zjednoczyli się we wspólnym działaniu dla większej społeczności.

Zyskali poczucie dobrze wykonanej pracy, zadowolenie, jakie człowieka ogrania, kiedy przestrzeń wokół pięknieje.

A na końcu można było zagryźć pizzą. Klasyczne win-win.

I to wszystko owa Cherry zorganizowała korzystając z pieniędzy przyznanych przez urząd miasta:

  1. W Vancouver funkcjonuje budżet obywatelski. To niewielkie (ale wystarczające) kwoty dla chcących zorganizować coś dla swoich sąsiadów, kolegów i miasta też. Cherry skorzystała z programu Mała dotacja dla Zielonego Vancouver. Trzeba było napisać wniosek, zrobić budżet, odebrać czek, zrealizować wydarzenie i się nim pochwalić.
  2. Dla tych, którzy w sprzątanie miasta chcą się zaangażować na inny sposób jest program: Keep Vancouver spectacular.

Biblioteka publiczna jest w istocie publiczna!

O bibliotece zamierzałam napisać osobny post od dnia, kiedy się do niej zapisaliśmy.

Wszyscy mamy karty biblioteczne, tak, Maciek także, bo jak już się zapisujesz, to najlepiej hurtem, całą rodzinę. Po co się rozmieniać na drobne.

Biblioteka jest super i jest dla każdego. Często w bibliotece czas spędzają ci, którzy nie mają żadnego innego miejsca na świecie. Mam nadzieję, że dzięki temu czują się choć trochę lepiej!

Uwielbiam Vancouver Public Library! Do tego stopnia, że wizytę w bibliotecę wpisałam na listę obowiązkowych rzeczy do zrobienia, kiedy się wyląduje w Vancouver!

I nie tylko dlatego, że biblioteka publiczna prowadzi bezpłatne zajęcia dla rodziców z dziećmi. Te zajęcia są na wagę złota, bo znalezienie daycare czy miejsca w preschool w Vancouver jest bardzo trudne.

Ponieważ mieszkamy po drugiej stronie community centre, w którym jest oddział Mount Pleasant VPL, biblioteka jest dla nas jak kolejny pokój w mieszkaniu. Bardzo porządany pokój!

Z bilbioteki wypożyczamy książki i płyty DVD. Najczęściej rezerwujemy online jakąś pozycję i zaznaczamy, że chcemy ją odebrać w naszej bibliotece.

I czasami widzimy z okna, jak pod bibliotekę zajeżdża wielki tir, wyładowany książkami.

Jakie to wygodne i pomysłowe – książki wędrują pomiędzy filiami bibliotecznymi. Wszystko, żeby ułatwić czytelnikowi życie. Bo przeczytaną książkę możesz też oddać w dowolnej bibliotece.

W bibliotece nie ma takiego przesadzonego, wręcz nabożnego szacunku, który zawsze mnie mocno onieśmielał w Polsce. Nie można było głośno mówić, jeść i pić. Brakowało zaufania, że czytelnikowi również zależy, żeby książki nie zniszczyć i innym nie przeszkadzać.

Myślę, że luźniejsza atmosfera vancouveryjskiej biblioteki sprawia, że więcej ludzi z niej korzysta. A że przy okazji zniszczy się jakaś książka, bo ktoś niechcący wyleje na nią kawę? To się odkupi (wiem, bo sama tak kupowałam książkę, którą oblałam wodą).

Wiesz, że w bibliotece centralnej jest cały dział polskich książek? Pokaż mi polską bibliotekę, w zwykłym mieście, w której jest cały dział książek po angielsku?

A jak nie ma jakieś książki, to możesz zasugerować jej zakup bibliotekarzom. Jest formularz, online. W ten sposób kilka lat temu poprosiłam o kupno książki Kasi Tusk: “Elementarz stylu”. Książka była dostępna po dwóch miesiącach. Ha!

Lubię Garage Sales

Czyli wyprzedaże podwórkowe.

Najpopularniejsze są yard sales oraz garage sales – nazwy częstostosowane są wymiennie. Czasami można trafić na yard sales w garażu.

Sprzedawane przedmioty rozkłada się na stolikach, alejkach dojazdowych, parkach. Nieraz kilka rodzin wspólnie sprzedaje niepotrzebne już przedmioty. To świetna okazja do zaciśnięcia więzów sąsiedzkich i przygotowanie wspólnej akcji marketingowej.

Chcesz poznać Kanadyjczyków? Zacznij od wyprzedaży. Dowiesz się, jak mieszkają, czym jeżdżą, co kupują i jaki mają gust. Co jeszcze może cię zaskoczyć? Na przykład rozmiar papieru.

Przy okazji spacerów pomiędzy wyprzedażami uderzy cię brak płotów i zasieków w Vancouver.

Ludzie się nie grodzą na potęgę, jak to bywa w większych polskich miastach.

Za to lubię mieszkanie w Vancouver.

Kawa jest dla każdego 😉

Hehe, musiałam o tym napisać.

Kultura picia kawy z sieciowych kawiarni podobała się zwłaszcza moim sześćdziesięcioletnim rodzicom, podczas ich kilkukrotnych wizyt w Vancouver.

Kawa ze Starbucksa czy Tima Hortonsa nie jest może jakimś wielkim wyróżnikiem miasta, ale na pewno fajnym elementem kulturowym.

Sama już rzadko chodzę z kubkiem (bo zwykle przemieszczam się na rowerze). Ale zawsze będę pamiętać, że moje pierwsze samotne spotkanie z Vancouver miało zapach kawy.

27 sierpnia, w 2014 roku, siąpiło w Vancouver.

Wszyscy ludzie na ulicach mieli zajęte ręce – niesili parasolki, smartfony i kubki z kawą. Ludzie idący do pracy, ludzie wracający z pracy, samotni, i z dziećmi, ci co właśnie zeszli z budowy kolejnego wieżowca, a także wszelkie lumpy z ulicy.

Pili kawę.

Ustaliłam wtedy, że:

  • prawo do kawy jest święte w Ameryce Północnej;
  • dwa Starbucksy nie mogą być od siebie dalej niż w zasięgu wzroku. Bo jak wypijesz jeden kubeczek, to możesz poprosić o refill!

Polskie Dziewczyny w Vancouver

Polki są fajne, ale Polki w Vancouver są super fajne! Na wielu spotkaniach (a spotykamy się od 2016 roku) dziewczyny mówią mi, jak ważne i pomocne są te nasze comiesięczne rozmowy.

Chociaż znam niektóre Polki tylko ze spotkań, czasami pamiętam jedynie imię, to ta wielka energia, jaką dostaję na tych spotkaniach, sprawia, że Kanada ma dla mnie twarz Polki z Vancouver.

I już zawsze będę wdzięczna temu miastu i Domowi Sąsiedzkiemu, że możemy się spotykać.


Ta lista mogłaby nie mieć końca. Zachęcam cię do przeczytania całego bloga – znajdziesz tu wiele pozytywnych i inspirujących historii z naszego kanadyjskiego życia.

Życzę ci, żeby twoja lista była równie długa. Zaglądanie do tych powodów bardzo pomaga, kiedy podczas emigracji zdarzają się gorsze chwile.

Serdecznosci!

Tagi: