Strona główna » Polskie Babskie Spotkania

Polskie Babskie Spotkania

Najpierw tło sytuacyjne: za oknem leje deszcz, sąsiad w windzie, w ramach optymistycznego small talku, rzucił tylko: eeee, jutro to dopiero będzie gorszy sztorm. Optymista, nie ma co…..

[ to jest post z akcentem kobiecym, ale oczywiście panów też zapraszam do czytania :D]

To jest taki dzień, kiedy chcesz się przykryć kocem po czubek głowy, jedną rękę ewentualnie wystawić po kubek z herbatą, może jakaś dobra dusza naleje.

Dzień ponury, smutny i zimny.

W takie dni, jak ten, emigracja ciąży jak kamień u szyi [w miejsce słowa: emigracja wstaw zamiennie: praca, drożyzna, niewdzięczne dzieci, zapracowany mąż i wszystko inne, co akurat dzisiaj humor psuje]

Jeśli więc siedzisz z nosem spuszczonym na kwintę, to zaraz Ci humor poprawię.

A czym?

Ano wspomnieniem Polskiego Babskiego Spotkania w Vancouver.


Najpierw podziękowania. Muszę, bo się uduszę.

DZIEWCZYNY DZIĘKUJĘ WAM!!! BRAWO WY!


Nie wymyśliłyśmy nic nowego. Bo przecież człowiek jest istotą społeczną, lubi się spotykać. Polka lubi i Polak lubi. W Polsce i w Kanadzie.

Kiedy tydzień temu zapytałam w internetach, czy Polki mają ochotę na spotkanie w kobiecym kręgu, nie przypuszczałam, że tyle nas będzie.

Że przyjdą dziewczyny nowe w Vancouver i dziewczyny, które mieszkają tutaj od 20 lat. Same się dziwiłyśmy odkrywając, że wiele z nas mieszka koło siebie. Albo że pochodzi z tych samych miejscowości w Polsce. Miłe, ciepłe poczucie bliskości i odnalezienia się 10 000 km dalej.

Nie miałyśmy żadnego planu spotkania, określonego celu. Chciałyśmy po prostu pobyć razem. W kobiecym kręgu, z dziewczynami/kobietami/babami o różnym stażu emigracyjnym.

Coś jak spotkania koła gospodyń wiejskich, które dawniej odbywały się w jesienne ponure wieczory, z robótką, albo i bezczynnie.

Zawsze wyobrażałam sobie, że oprócz dobrego plotkowania i wspólnej pracy, takie spotkania to była świetna lekcja życia i o życiu. Nie wiem, jak Wy, ale mi wciąż na emigracji nie dość takich lekcji.

Wiem, że wszystkiego się można nauczyć samemu, mozolnie, krok po kroku, dzień po dniu, szukać ludzi, poznawać, i z tymi, którzy są “naszymi ludźmi” wchodzić w głębsze relacje.

Że nie każda Polka i nie każdy Polak w Vancouver okaże się najlepszym przyjacielem. I wcale nie o to chodzi. Chodzi o stworzenie czasu i możliwości, żeby posłuchać innych i powiedzieć o sobie. Tyle.

2 godziny spotkania to za krótko, żeby się polubić. Za krótko, żeby się nagadać. Ale dość, żeby choć na moment poczuć, że nie jestem tu sama. Że są inne dziewczęta, które być może przechodzą to samo. Albo odwrotnie, mają więcej doświadczeń i mogą doradzić, pocieszyć. Czasami sprowadzić na ziemię.

Były wśród nas przedstawicielki organizacji polonijnej, więc jeśli któraś chce, może się zaangażować w promocje polskiej kultury.

Padła propozycja zorganizowania się w polską grupę zabawową, dla matek z małymi dziećmi.

Wiele było pytań o to doświadczenie emigracyjne, pobyt stały, pracę, przyszłość w Kanadzie.

Po spotkaniu napisałam posta ze zdjęciem [jednym, reszta wyszła zamazana, bo z emocji ręce mi drżały]. Podzieliłam się zdjęciem na 6 grupach facebookowych, w tym m.in. Polki w Kanadzie. Ponad 50 Polek w Kanadzie lajkami powiedziało nam: Brawo dziewczyny z B.C. ! Koleżanki ze Szwecji przesłały w odpowiedzi swoje zdjęcie kobiecego spotkania. Wszędzie kobiety, wszędzie Polki potrzebują tego samego 🙂

Jedna z nas powiedziała:

Mieszkam tutaj już jakiś czas, mówię po angielsku, ale jestem sobą po polsku. Dlatego przyszłam na to spotkanie.

Ktoś mądry powiedział, że każdy człowiek jest wypadkową pięciu innych osób. Wierzę, że w Vancouver znajdziesz i 5, i 10, i nawet 15 takich Polek, przy których będziesz sobą. Po polsku.

Serdeczności!