Wpis zaktualizowany 15 czerwca, 2020
Tytułem wstępu: to nie jest post o finansach 😉 To jest post (kolejny i na pewno nie ostatni) o rozterkach emigranta. Jeśli szukasz informacji o naszych wydatkach i pieniądzach w Vancouver, to napisałam o tym w 2017 roku pod tym linkiem.
Taka mnie (znowu) refleksja naszła. Kilka zdarzeń miało na nią wpływ mniej lub bardziej bezpośredni. Fakt, że wizytę u kanadyjskiego neurologa mam za pół roku, przygnębił mnie i znowu otworzył puszkę z wątpliwościami. Otrzymanie statusu stałego rezydenta ucieszyło nas, owszem. Jednak smuteczek się przypałętał.
Na pewno zima i zimowy blues nie pomaga. Może sprawić, że jesteś smutny i masz SAD (Seasonal affective disorder). W Vancouver dodatkowo ktoś odkręcił na maksa kurek z deszczem.
Czasami rozczarowanie wystarczy skwitować wzruszeniem ramion i iść dalej. A czasami nie wystarczy.
Trwają losowania uczestników polskiej części programu International Experience Canada, który pozwala na roczny pobyt i pracę w Kanadzie. Na wielu grupach fejsbukowych czy forach kanadyjskich pojawiają się pytania od młodych ludzi, którzy marzą i planują wyjazd za ocean.
Entuzjazm i optymizm tych, co chcą wyjechać, bywa mocno studzony przez mieszkających już w Kanadzie. Doświadczonych, takich, co kanadyjskiego życia posmakowali i mają konkretne zdanie, jak ono smakuje. Dzielą się swoim doświadczeniem, często pokazując, że do dobrej emigracji nie wystarczy samo:”chcę wyjechać do Kanady”.
Czasem życie może napisać scenariusz:”przyjechałem, mogę zostać, mogę pracować, ale Kanady nie lubię”.
Albo nawet:”mieszkam tutaj kilka lat, całe życie, to nie jest ten sam kraj, jak bym mógł, to bym wyjechał natychmiast, nienawidzę Kanady”.
I klops. I rozmyślanie usilne, co dalej, jak dalej? Jak pisać o swojej emigracji, o swojej Kanadzie rozmawiać? Z innymi się dzielić swoim życiem, myślami?
Gdzieś tam była decyzja, a teraz ciągnie się ten wózek, z miesiąca na miesiąc coraz cięższy…
Bo wyjazd (nie tylko) do Kanady to powinno być success story, a nie zawsze jest. I to nie tylko o pieniądze chodzi, a nawet przede wszystkim nie chodzi o pieniądze, bo przecież chociaż pieniądze są ważne, to nie najważniejsze, każdy to wie, c’nie?
A co, jak nie będzie do czego wracać? Coraz trudniej wyobrazić sobie powrót, bo tam się wszystko pozamykało, oprócz pamięci i serca, a tutaj się wszystko otwiera, a serce najbardziej.
I zaczyna się pytanie o scenariusze alternatywne. Czy wyjechanie z Polski było dobrym pomysłem? Co ja zrobiłem sobie? Czy życia nie rozwaliłem dzieciom? A może trzeba było wybrać Njuziland?
Nie mamy wpływu na to, co Kanada z nami zrobi, ale mamy wpływ na to, jak sobie z tą sytuacją poradzimy. Tak, możemy zdecydować. Ja mogę, moja rodzina może. I ty też możesz.
Jednak często ciężko jest podjąć decyzję. Bo wstrzymuje nie tylko typowo polskie”powinno się” i “co ludzie powiedzą” ale też fakt poniesienia kosztów. Właśnie tych tytułowych kosztów. Które rosną z każdym dniem spędzonym na emigracji.
Jest nawet takie pojęcie: efekt utopionych kosztów, czyli trwanie w swojej decyzji, nawet niekorzystnej, bo podjęcie jej tyle nas kosztowało. Wysiłku, czasu lub pieniędzy.
Myślę, że każdy z nas kiedyś spotkał się z takim efektem. Ja odczułam to wyraźnie po raz pierwszy właśnie w Kanadzie. Szukając odpowiedzi i analizując swoje uczucia emigrantki, oraz słuchając innych historii, trafiłam na to pojęcie.
Trochę się przestraszyłam. Czy to już to? Utopione w syropie? Na zawsze?
Doszłam jednak do wniosku, że emigracja to projekt nieskończony. Nawet ze statusem stałego rezydenta może być niezamknięty. Na pewno odwoływalny. Daje prawo do próbowania i eksperymentowania. A także przypuszczania, że mogło być lepiej, bardziej. Inaczej.
Na emigracji ma się takie samo prawo do “gdybania” jak żyjąc w Polsce. Żaden “życzliwy” ci tego nie odbierze.
Być może uświadomienie sobie prawdy o kosztach utopionych pozwoli na swobodniejsze podejście do emigracyjnego życia?
Jak trzeba zawrócić, to zawróć. A nawet zawracaj. Więcej niż raz, a co! Nie musisz się nikomu tłumaczyć. Tylko jakoś tak często i tak się tłumaczysz. Sobie.
Bardzo trudno jest siebie sobie z decyzji wytłumaczyć. Znaleźć usprawiedliwienie dla swoich wyborów. Szczególnie w Ameryce, która stoi mitem self-mana. Weź no, jakie koszty, weź się nie mazgaj, a jak ci się nie podoba, to fora ze dwora. Prawdziwy twardziel to ten, który powoli, konsekwentnie, upadając i wstając na przemian, prze i realizuje swój Canadian Dream.
Ja wiem, że Kanada to nie jest kraj dla sprinterów. Że emigracja to jest sport długodystansowy. Jest gdzieś upragniona meta i nagroda za wytrwałość.
Tylko czasami po drodze brakuje tchu… A jeszcze pada, pada, pada deszcz !
Właśnie mamy odwiedziny z Polski rodziny, i te pytania i te emocje, siłą rzeczy są gęstsze niż 10% śmietanka…
Tak się boksuję z rzeczywistością i kosztami też… Mam nadzieję, że Cię nie przygnębiłam za bardzo. Może masz dla mnie jakieś mądre słowo? Chętnie przeczytam w komentarzu.